Czasy, gdy na polskich drogach królowały jeszcze PKS-y, wiele osób wspomina z rozrzewnieniem. Fakt, większość z tych pojazdów dziś nie spełniałaby wysokich wymogów technicznych, ale trzeba przyznać, że przejazd nimi wiązał się – mówiąc kolokwialnie – z wręcz „mistycznymi” doznaniami.
Dziwny aromat PKS-u
Jeśli dowóz pracowników do pracy był realizowany za pomocą PKS-u, to w roli głównej musiał wystąpić klasyczny Autosan H9. Pokolenie dzisiejszych 30 latków z pewnością kojarzy ów pojazd, który może i miał swój specyficzny design, ale za to był duży, praktyczny i… trochę toporny. Dawniej to on był prawdziwym „koniem roboczym” kopalnianych i nie tylko przewozów.
Dlaczego akurat mowa o „aromacie”? Ponieważ pojazd ten miał swój specyficzny zapach, obok którego nie można było przejść obojętnie. Tak, w tamtych czasach przewóz pracowników do pracy był realizowany w dość topornych warunkach i to w pojazdach, które dziś nie przeszłyby kontroli bezpieczeństwa…
Autobus miał być…
Dziś Dowóz pracowników do pracy jest realizowany głównie za pośrednictwem firm prywatnych, które w znacznym stopniu są powiązane z firmami zlecającymi im takie zadania. Ale w czasach PKS-u nie wszystko było tak oczywiste. Również to, że autobus przyjedzie na czas na umówiony przystanek.
Często zdarzało się bowiem i tak, że pojazd ów – gdy już miał wszystkie miejsca zajęte – po prostu przejeżdżał dalej, całkowicie bagatelizując osoby stojące na przystankach. W takiej sytuacji, pracownikom pozostawało jedynie tłumaczenie się przed przełożonymi.
Terminowość i ograniczenia
Trzeba przyznać, że większość ówczesnych autobusów jeździła dość punktualnie. Niestety, z biegiem czasu duże zakłady pracy zaczęły ciąć pierwsze kursy. Okazało się bowiem, że linia do której tak naprawdę zakład dopłacał, generowała coraz to większe straty.
Dziś coraz mniej osób korzysta z – jakże nowoczesnych – przewozów pracowników do pracy. Praktycznie wszyscy do pracy jeżdżą własnymi samochodami, chyba że świadczą swoją pracę zdalnie. Tak czy inaczej, jest co wspominać.